Dodano5 lat temu

Z powodu niewydolności serca umiera 60 tys. Polaków rocznie

9
odpowiedzi
197
wejść
0
ocena
Odpowiedzi [ 9 ]
00
Dodano 5 lat temu
Choroby kardiologiczne są niestety jedną z najczęstszych przyczyn zgonów w dzisiejszych czasach. Mam nadzieję, że dzięki usprawnianiu funkcjonowania służby zdrowia statystyki te z roku na rok będą ulegać poprawie. Nie możemy mówić o tym, że nic nie robi się w kierunku polepszania opieki nad pacjentami kardiologicznymi. Powiedziałabym, iż jest to obecnie jeden z priorytetów resortu zdrowia.
00
Dodano 5 lat temu
Zgadzam się, ale i tak postęp ten jest niewystarczający. Wiele organizacji pozarządowych wspiera walkę z chorobami układu sercowo-naczyniowego. Nadzieja leży w łączeniu sił.
10
Dodano 5 lat temu
Wyraziła Pani trafną opinię. Uważam, że sami również możemy wiele zdziałać na tym polu, prawda? Możemy edukować pacjentów w odpowiedni sposób oraz zwrócić się o pomoc do innych podmiotów. Nie tylko do władz.
10
Dodano 5 lat temu
Cały czas dochodzą do nas różne informacje dotyczące stanu zdrowia Polaków. Zwykle nie są to optymistyczne wiadomości. Problemy kardiologiczne to jedne z najczęstszych schorzeń jakie obecnie dotykają naszych obywateli. Oczywiście konieczne jest finansowanie ich w bardzo dużym stopniu, jednak warto by pomyśleć o tym, że można znaczną część z nich zaoszczędzić oraz przekazać na inne cele w bardzo prosty sposób. Tutaj zgadzam się z użytkownikiem krawczyk, który pisze, że bardzo dużo zależy od nas samych. Mianowicie na pierwszym miejscu trzeba sobie postawić profilaktykę. Temat ten w naszym kraju niestety jest sporym problemem ponieważ ludzie nie mają zarówno odpowiedniej wiedzy co do prewencji różnych chorób ani ochoty do stosowania się wszelkich zaleceń lekarzy. Bardzo dobrze, że organizowane są różnego rodzaju akcje promocyjne oraz spoty, ale bez odpowiedniego zaangażowania pacjenta osiągnięcie sukcesu będzie bardzo trudne. Jak podkreślono w artykule bardzo dużo pieniędzy pochłania kilkukrotne przyjmowanie tych pacjentów w ciągu roku do szpitala. Wskazano na bardzo dobre rozwiązanie, które skupiało by się na tym, że pacjent jest odpowiednio leczony w domu poprzez różnego rodzaju specjalistów. Musimy też pamiętać o tym, że takie wizyty musiałyby być dosyć regularne z uwagi na to, że np. starsi pacjenci mogliby zapomnieć o wielu istotnych wskazówkach. Jednak pomysł takich wizyt wydaje mi się bardzo dobry. Doskonale wiemy, że pacjent zwykle najlepiej czuje się w swoim domu, wśród bliskich. W takich warunkach dużo szybciej wraca do pełni zdrowia. W naszym społeczeństwie jest jeszcze jeden poważny problem jeżeli chodzi o leczenie farmakologiczne. Mianowicie bardzo często myślimy, że jeśli przyjmujemy jakieś leki np. obniżające ciśnienie czy też poziom cholesterolu we krwi to automatycznie jesteśmy zwolnieni z tego, aby prowadzić zdrowy tryb życia. Jest zupełnie odwrotnie. Bardzo ważne jest pełne zaangażowanie pacjenta w całą terapię, co znacznie łagodzi objawy choroby i pozwala dłużej cieszyć się życiem. Oczywiście lekarze rodzinni o tym przypominają, ale pacjent często robi to co mu się wydaje za stosowne. Przykro, że wciąż nie możemy równać się do innych krajów zachodnich jeżeli chodzi o wyposażenie szpitali i dostęp do różnego rodzaju metod leczenia. Problem jak zwykle leży po stronie finansów ponieważ specjalistów mamy bardzo dobrych, a brakuje środków na właściwe doposażenie placówek. W ostatnich czasach jednak sporo szpitali przechodzi różnego rodzaju modernizacje, które są szansą na to, że będzie można skorzystać z bardziej innowacyjnych technik diagnostyki oraz leczenia. Koalicja “Serce dla kardiologii” prowadzi bardzo dobre działanie promujące profilaktykę chorób serca. To w naszym kraju jak wspomniałem wcześniej wciąż duży problem z którym natychmiast trzeba się uporać.
10
Dodano 5 lat temu
Tak jak zauważył użytkownik - adam99 - na różnych portalach, czy w mediach pojawia się coraz więcej informacji o pogarszającym się stanie zdrowia naszego społeczeństwa. Niewydolność serca może być wynikiem wcześniejszych błędów i zachowań - podkreślają specjaliści. Szacuje się, że w Polsce cierpi na nią około miliona osób. Uważa się, że to choroba wieku podeszłego. Każdego roku z jej powodu umiera 60 tysięcy osób. Specjaliści mówią, że często pacjenci zgłaszający się do szpitala nie byli wcześniej diagnozowani. Nie mieli wykonanych podstawowych badań ani wdrożonego leczenia farmakologicznego. Leczenie takiego pacjenta jest trudne i kosztowne. Przekonują, że badania kontrolne pozwalają wykryć postępującą niewydolność i jej zapobiegać. Tłumaczą, że wraz z wiekiem poprzez tryb życia: zmniejszony wysiłek fizyczny i niewłaściwą dietę, postępuje miażdżyca i dochodzi do degeneracji zastawki aortalnej. Lekarze z Instytutu Kardiologii w Warszawie dodają, że należy również poprawić opiekę ambulatoryjną nad chorym po zawale serca. Zaznaczają, że to lekarz w przychodni powinien wdrażać odpowiednie leczenie i je utrzymywać. Podkreślają, że chorzy często nie chcą brać leków a jest to konieczne, by ich stan nie pogarszał się. W naszym kraju dostępne jest nowoczesne leczenie prowadzone przez kardiologów interwencyjnych. Nowoczesne metody mogą pomóc w leczeniu niewydolności ale nie zastąpią leczenia farmakologicznego. Liczba chorych z niewydolnością serca rośnie, a koszty leczenia są coraz większe. Pomimo poważnego rokowania, jakie towarzyszy niewydolności serca, możemy znacząco wpływać na przebieg tej choroby, możemy jej zapobiegać, opóźniać progresję, a także ograniczać jej konsekwencje. Wymaga to jednak ogromnej wiedzy, doświadczenia oraz współdziałania lekarzy wielu specjalności (między innymi lekarzy rodzinnych, POZ, specjalistów kardiologii, geriatrii, chorób wewnętrznych), a także pielęgniarek, rehabilitantów, psychologów czy techników medycznych. Jesteśmy u progu koniecznych zmian, które powinny prawidłowo ukształtować model opieki nad pacjentami z niewydolnością serca w Polsce. Spośród osób w 40. roku życia co czwarty mężczyzna i co piąta kobieta zachoruje na niewydolność serca. Do roku 2030 liczba chorych z niewydolnością serca wzrośnie o połowę, przy czym 70 proc. stanowić będą osoby po 65. roku życia. Już dziś cierpi na nią około 15 mln osób w Europie, w Polsce - blisko milion (ok. 3 procent populacji). Kolejne 10 mln Polaków jest zagrożonych tym schorzeniem - wśród nich głównie osoby z nadciśnieniem tętniczym, chorobą wieńcową, otyłością, cukrzycą i palące papierosy. Zapadalność na niewydolność serca rośnie na skutek starzenia się społeczeństwa oraz - paradoksalnie - w związku z coraz lepszym leczeniem chorób kardiologicznych. W wyniku postępu chorzy żyją dłużej, jednak serce staje się coraz mniej wydolne. Według statystyk sytuacja pacjentów z niewydolnością serca w Polsce jest gorsza nie tylko w porównaniu do pacjentów w innych krajach (Polacy są młodsi i mniej samodzielni, a przebieg choroby jest u nich cięższy ze względu na częstsze hospitalizacje), ale także w porównaniu do polskich pacjentów z innymi schorzeniami. Np. pacjenci onkologiczni mogą korzystać ze specjalistycznej ścieżki, zapewniającej wczesne rozpoznanie i szybkie wdrożenie leczenia. Pacjenci z niewydolnością serca nie mają takiej możliwości, mimo że jest ich 2,5 raza więcej niż pacjentów chorujących na wszystkie nowotwory łącznie (milion - vs 400 tys. osób). Niewydolność serca generuje olbrzymie koszty dla systemu ochrony zdrowia. Bezpośrednie koszty leczenia szacuje się na 900 mln zł rocznie, natomiast koszty pośrednie wynoszą ok. 4 mld zł rocznie. Największy odsetek w strukturze tych wydatków (ok. 60 proc.) stanowią koszty przedwczesnych zgonów (także osób w wieku produkcyjnym) z powodu niewydolności serca. Każdego roku liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca sięga 180 tys. (jest to najczęstsza przyczyna przyjęć do szpitali w naszym kraju). Polska zajmuje też pierwsze miejsce pod względem liczby hospitalizacji z powodu niewydolności serca wśród 30 krajów OECD. To wynik dwukrotnie wyższy od średniej w tych krajach. Rocznie stwierdza się ok. 220 tys. nowych przypadków i 60 tys. zgonów z jej powodu - każdego dnia na niewydolność serca umiera aż 164 Polaków (czyli jeden co niespełna 9 minut).
00
Dodano 5 lat temu
Sesenka - po Twoim komentarzu sama zainteresowałam się tematem niewydolności serca w Polsce. Czytając Twoje słowa dosłownie łapałam się za głowę, gdy uświadomiłam sobie jak duży to problem. W ostatnich latach obserwuje się stały wzrost liczby chorych na niewydolność serca. Najwyższa pora, aby zatrzymać ten proces - dobrze zorganizowana i skoordynowana kompleksowa opieka nad pacjentem z niewydolnością serca jest w tej chwili największym wyzwaniem, zarówno dla medycyny, jak i systemu ochrony zdrowia. Nadmierna liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca w Polsce to nie jedyny problem, choć stanowią one ponad 90 procent wydatków na tę chorobę. Po wypisaniu ze szpitala chory często funkcjonuje w niewydolnym systemie opieki, co skutkuje progresją choroby i ponowną hospitalizacją. Dlatego tak ważne jest wdrożenie zintegrowanego systemu opieki nad pacjentami z niewydolnością serca, nad czym intensywnie pracuje Polskie Towarzystwo Kardiologiczne. Narodowy program na rzecz skutecznego zapobiegania i leczenia niewydolności serca oraz kompleksowej opieki nad pacjentami z tą chorobą (System Koordynowanej Opieki nad Pacjentami z Niewydolnością Serca - KONS) - został przygotowany we współpracy Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i Ministerstwa Zdrowia. Program ten łączy elementy profilaktyki, diagnostyki, kardiologii interwencyjnej, elektroterapii, opieki ambulatoryjnej, farmakoterapii i rehabilitacji. Chodzi także o wzrost świadomości odnośnie problemu. Zgodnie z wytycznymi ESC (The European Society of Cardiology), edukacja polegająca na nauce samooceny stanu klinicznego powinna przełożyć się na samodzielne monitorowanie objawów i modyfikację leczenia, czyli przygotować pacjenta do samokontroli i samoopieki (self-care). Dzięki zaangażowaniu specjalistów z wielu dziedzin i - co kluczowe - przy ścisłej współpracy lekarzy POZ i pielęgniarek możliwe jest zagwarantowanie pacjentom z niewydolnością serca kompleksowej opieki. Konieczne jest także zapewnienie zoptymalizowanej farmakoterapii, edukacji pacjentów, zaplanowanej obserwacji odległej, a także wsparcia psychospołecznego, gdyż tylko wówczas pacjenci w Polsce będą mogli skorzystać z efektywnego modelu walki z chorobą i jej konsekwencjami.
00
Dodano 5 lat temu
Niewydolność serca to stan, w którym serce nie jest w stanie dostarczyć ilości krwi wystarczającej dla pokrycia potrzeb organizmu. Typowe objawy to duszność, uciążliwy kaszel, obrzęki wokół kostek, nagły przyrost wagi (z powodu zalegania płynu), zmniejszenie ilości moczu oraz zmęczenie. Do niewydolności serca może doprowadzić choroba wieńcowa, wieloletnie nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, niezoperowana wada serca, kardiomiopatia pozapalna lub poalkoholowa. Jak informują najnowsze statystyki z niewydolnością serca bardzo często wiąże się utrata zdolności do pracy. Aż 77 procent cierpiących na nią pacjentów w wieku przedemerytalnym nie jest aktywnych zawodowo, a aż 83 procent wszystkich pacjentów z niewydolnością serca jest na rencie. Bardzo obniża się też jakość życia – w podobnym stopniu, co przy wymagającej dializy niewydolności nerek. Rocznie umiera z powodu niewydolności serca około 60 tys. osób (164 dziennie). Jednak zagrożonych jest nawet 8-9 milionów - wśród nich głównie osoby z nadciśnieniem tętniczym, chorobą wieńcową, otyłością i cukrzycą, palące papierosy. Wraz ze starzeniem się społeczeństwa problem będzie narastał - wynika z danych prezentowanych także przez powyższy. Co piąty Polak w trakcie swojego życia będzie miał objawy niewydolności serca. W roku 2015 całkowity koszt leczenia niewydolności serca w Polsce wyniósł 5,93 miliarda złotych!!! Jak podkreślają polscy kardiolodzy, konieczna jest optymalizacja opieki koordynowanej nad chorymi – również z wykorzystaniem możliwości telemedycyny. W zwalczaniu niewydolności serca potrzebna jest aktywna profilaktyka, skuteczne leczenie oraz budowanie świadomości społecznej. Paradoksalnie rosnąca liczba osób z niewydolnością serca ma związek z postępem medycyny - przeżywa coraz więcej osób po zawale, jednak wiele z nich umiera na skutek niewydolności serca. W przypadku zawału - jak mówili specjaliści - skrócenie czasu, jaki upływa od pierwszych objawów do rozpoczęcia leczenia ma zasadnicze znaczenie. Optymalny czas od rozpoznania zawału do angioplastyki nie powinien przekraczać 60-90 minut. Choć ulepszono procedury terapeutyczne i zmiany organizacyjne, wciąż wielu pacjentów zbyt późno dzwoni po pogotowie. Nadciśnienie tętnicze to główna przyczyna chorób układu krążenia w Polsce, którą można skutecznie leczyć. Uczestnicy konferencji podkreślali znaczenie regularnie wykonywanych badań (zwłaszcza ciśnienia tętniczego), aktywności fizycznej (dostosowanej do możliwości pacjenta) oraz diety. Profilaktyka ma szczególne znaczenie w przypadku hipercholesterolemii rodzinnej - genetycznie uwarunkowanego podwyższonego poziomu cholesterolu (cholesterol całkowity powyżej 310 miligramów na decylitr lub „zły” cholesterol LDL powyżej 190 mg/decylitr). Znacznie podnosi ryzyko zawału serca, udaru mózgu oraz zgonu. Brakuje centralnego rejestru pacjentów, systemu diagnostyki i leczenia, a najskuteczniejsze leki, których potrzebują chorzy oporni na standardowe leczenie nie są refundowane. Najlepszy efekt przyniosłoby diagnozowanie hipercholesterolemii w dzieciństwie. . Jeszcze do niedawna połowa pacjentów z niewydolnością umierała w ciągu pięciu lat od postawienia diagnozy. Na szczęście ostatnie kilkanaście lat to stały postęp. Rokowanie nadal jest złe, ale już nie tak złe jak kiedyś. Dziś niewydolność można leczyć, a przede wszystkim - jej zapobiegać. Niestety, w Polsce nie mamy możliwości objęcia rehabilitacją chorych na niewydolność serca. Nie ma ośrodków, które by poprowadziły tych pacjentów. Przykładowo pacjent po ostrym epizodzie, zaostrzeniu niewydolności, powinien przez kilka, kilkanaście dni być na specjalnym turnusie, na którym nauczyłby się m.in. dawkowania leków, samokontroli oraz sposobu prowadzenia rehabilitacji. Sukces w terapii niewydolności serca jest osiągnięty tylko wtedy, jeżeli mamy pacjenta wyedukowanego!
00
Dodano 3 lata temu
Zatrważająca liczba. To zapewne przede wszystkim zawały serca. Jak podaje Rządowa Rada Ludnościowa pod redakcją Zbigniewa Strzeleckiego i Janusza Szymborskiego, pomimo poprawy sytuacji epidemiologicznej w dwóch ostatnich dekadach współczynniki umieralności z powodu chorób sercowo-naczyniowych, w tym zwłaszcza współczynniki umieralności przedwczesnej (poniżej 65 roku życia), są w Polsce w dalszym ciągu zdecydowanie zbyt wysokie. Przy obecnych trendach zachorowań i tempie starzenia się populacji Polski szacuje się, że liczba zgonów z powodu ch.s.n. już w 2020 r. przekroczy 200 tys. W ciągu 20 lat koszty (analizowane na poziomie cen z 2011 r.) ulegną podwojeniu. Prewencja, diagnostyka i terapia ch.s.n. oraz monitorowanie sytuacji epidemiologicznej i ocena skuteczności prowadzonych działań muszą zatem stanowić priorytet polityki zdrowotnej państwa. Tymczasem ilość kompleksowych analiz w zakresie monitorowania, niezbędnych by prowadzić optymalną politykę zdrowotną, jest w Polsce niedostateczna. Szacuje się, że w Polsce w 2011 roku zawał serca przebyło ok. 87,5 tys. osób. Mężczyźni stanowili ok. 62%. W tym okresie zmarło z powodu ZS 16.214 osób (9.972 mężczyzn i 6.242 kobiety); 62,3% zgonów miało miejsce w szpitalu, 37,7% poza szpitalem, w tym: 30,1% w domu, zaś 7,5% w innym miejscu. Wykazano istotne zróżnicowanie miejsca zgonu z uwagi na miejsce zamieszkania: w szpitalu zmarło 57,8% mieszkańców wsi, natomiast 71% mieszkańców miast powyżej 500 tys. Z pewnością należy w kraju podjąć zdecydowane działania edukacyjne i administracyjne w celu zapewnienia większej staranności w wypełnianiu karty statystycznej do karty zgonu oraz w kodowaniu przyczyn zgonów. Ponadto konieczne jest zaplanowanie i wdrożenie programów badawczych z udziałem epidemiologów, kardiologów i anatomopatologów by określić szczegółową strukturę przyczyn nagłych zgonów przedszpitalnych w erze kardiologii interwencyjnej. Do tej pory w Polsce nie było analiz na poziomie całego kraju oceniających śmiertelność szpitalną, czyli liczbę zgonów wśród wszystkich chorych hospitalizowanych z powodu ZS. Podawane wskaźniki, podobnie jak w innych krajach europejskich (od 3% do 6%), opisywały wybrane grupy chorych lub ośrodków. Odnosiły się zwykle do sytuacji w ośrodkach kardiologicznych stosujących do diagnostyki i terapii zawału serca zabiegi kardiologii interwencyjnej: diagnostycznie koronarografię i terapeutycznie przezskórną angioplastykę wieńcową (ang. percutaneous coronary intervention, PCI). Tymczasem całościowa ocena terapii ZS w kraju wymaga precyzyjnego określenia liczby chorych leczonych interwencyjnie i tych bez dostępu do interwencji oraz ustalenia liczby zgonów szpitalnych w każdej z tych grup. Trudność w tego typu analizach stanowi fakt, że chorzy w celu „dokończenia” terapii oraz leczenia innych powikłań lub wykrytych schorzeń są stosunkowo często przenoszeni na inne oddziały lub do innych szpitali. Dlatego by ocenić rzeczywistą jakość terapii za pomocą wskaźników dotyczących liczby zgonów należy podawać nie tylko śmiertelność na oddziale lub w szpitalu, do którego chorego przyjęto, ale także łącznie dla wszystkich hospitalizacji w różnych szpitalach, które stanowiły ciągłość terapii z powodu pierwotnego przyjęcia z powodu ZS. Liczba chorych z ZS przyjętych do polskich szpitali w 2012 r. wyniosła 79,4 tys. Odsetek zawałów STEMI wynosił 47,2%, zaś NSTEMI 51,8% (1% ZS nie był określony). Odsetek chorych leczonych na oddziale kardiologii jako oddziale docelowym wynosił 85,5%, na innych oddziałach 12,5% i na OIOM (Oddział Intensywnej Opieki Medycznej) - 2%. Odsetek chorych, u których wykonano diagnostycznie lub terapeutycznie procedurę inwazyjną wyniósł w 2012 r. ponad 80%. Dla porównania i oceny trendu - w 2009 r. był on równy 72,5%. W 2012 r. śmiertelność szpitalna oceniana w szpitalu, w którym chory był leczony z powodu ZS wyniosła w Polsce 8%, w tym 5,9% wśród leczonych interwencyjnie, 12% wśród leczonych zachowawczo oraz 50-70% u chorych z powikłaniami, które wymagały terapii na OIOM. Łączna śmiertelność, obejmująca nieprzerwane pobyty w różnych szpitalach niezależnie od rozpoznania końcowego, szacowana jest na ok. 9,5%. Redukcja ryzyka zgonu dzięki wprowadzeniu kardiologii interwencyjnej, obliczona na podstawie surowych danych, jest co najmniej dwukrotna. Dane te potwierdzają słuszność kierunku polityki zdrowotnej z szerokim wprowadzeniem procedur inwazyjnych w naszym kraju. Zarówno śmiertelność szpitalną na oddziałach kardiologii na poziomie 6%, jak i odsetek chorych objętych procedurą inwazyjną (powyżej 80%) należy uznać za duży sukces polskiej kardiologii w Europie. Należy jednak podkreślić, że właściwa interpretacja podanych wyżej wskaźników śmiertelności wśród chorych z dostępem do metod inwazyjnych w porównaniu do chorych leczonych zachowawczo wymaga dodatkowych analiz z uwzględnieniem wieku i wyjściowej charakterystyki klinicznej. Jednocześnie wyniki opracowania wyraźnie wskazują na potrzebę regularnego monitorowania trendów śmiertelności w kolejnych latach z obserwacją wszystkich chorych, a nie tylko tych leczonych interwencyjnie. Ocena sytuacji powinna składać się ze wskaźników łącznej śmiertelności szpitalnej, czyli dla nieprzerwanego pobytu w szpitalu na różnych oddziałach, włącznie z przekazaniem chorego między oddziałami i szpitalami. Wśród chorych z ZS w Polsce przenoszenie do innego szpitala dotyczy ok. 10% wszystkich hospitalizowanych. Przeciętny wiek (mediana) osób, u których wystąpił w analizowanym okresie ZS prowadzący do hospitalizacji lub bezpośredniego zgonu wynosił w Polsce 63 lata u mężczyzn i 74 lata u kobiet. W latach 2009-2012 liczba osób hospitalizowanych z powodu ostrego zawału serca wahała się w granicach od 77,2 tys. w 2009 r. do 79,4 tys. w 2012 r. co oznacza, że na każde 100 tys. mieszkańców Polski hospitalizowano z tego powodu ok. 260 osób. Mediana wieku chorych hospitalizowanych z ZS w analizie wszystkich chorych przyjętych do szpitala z ZS wynosiła 63 lata dla mężczyzn i 73 lata dla kobiet. Dane te pokazują, że oceniając jakiekolwiek raporty dotyczące zachorowań i śmiertelności należy dla poprawnej interpretacji wskaźników zawsze brać pod uwagę zakres i strukturę wieku obserwowanej kohorty chorych. Wiek ma bowiem zasadnicze znaczenie dla oceny zachorowań, efektów terapii i współczynników zgonów. W Polsce rocznie zachorowuje na ZS w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców w przedziale wieku 40-44 lat: 121 mężczyzn i 25 kobiet, w wieku 65-69 lat: 1.012 mężczyzn i 416 kobiet, natomiast w wieku 80-84 lata 1.718 mężczyzn i 1.075 kobiet. Różnice co do zachorowań w skrajnych grupach wieku dla obu płci są więc wielokrotne. Śmiertelność szpitalna w 2012 roku wyniosła w Polsce u chorych w wieku 35-49 lat 2,5%; 6064 lata 5%; 80-84 lata 15%; zaś powyżej 85 lat przekroczyła 20%. Była więc w najstarszej grupie 8 razy wyższa niż u chorych poniżej 50 roku życia. Należy przy tym podkreślić, że wskaźniki śmiertelności szpitalnej dla kobiet i mężczyzn w tych samych grupach wieku są praktycznie identyczne. Dlatego stosując jakiekolwiek porównania między badaniami, rejestrami i kohortami w ocenie epidemiologii klinicznej ZS ich autorzy powinni szczegółowo podawać zakres wieku i wiek średni badanej kohorty lub standaryzować porównywane zbiory danych pod względem wieku, czyli uniezależniać wyniki od wpływu ewentualnych różnic w strukturach wieku. Dotychczas wycinkowe analizy w Polsce wskazywały, że śmiertelność szpitalna jest niska lub bardzo niska, zaś roczna po ZS stosunkowo wysoka. Jednym z celów naszych analiz było sprawdzenie, na podstawie kompleksowej analizy i obserwacji wszystkich chorych z ZS w kraju przez okres roku i trzech lat po wypisie ze szpitala, czy rzeczywiście takie zjawiska i trendy mają miejsce. Dlatego do obserwacji wybrano kohortę wszystkich chorych z ZS w Polsce hospitalizowanych w 2009 r. Liczba chorych z ZS wyniosła wtedy 75.054 (M - 61%, K - 39%). Przeciętny czas hospitalizacji dla mężczyzn i kobiet był taki sam i wynosił 6 dni. Odsetek chorych, u których wykonano podczas pierwszego pobytu w szpitalu koronarografię wyniósł 72,5%, angioplastykę 59,1% (w tym: poniżej 65 lat - 72%; powyżej 80 lat - 36%,), zaś zabiegi pomostowania tętnic wieńcowych (ang. CABG) – 1,9%. Wśród hospitalizowanych (analizie poddano nieprzerwany pobyt w różnych szpitalach) odnotowano 7.870 zgonów. Odsetek zgonów wewnątrzszpitalnych wyniósł zatem 10,5% (8,9% u M i 13,0% u K). Chorzy leczeni na oddziałach kardiologii umierali dużo rzadziej (7,8%) niż ci hospitalizowani na innych oddziałach (23,8%). Wśród pacjentów, u których zastosowano leczenie inwazyjne (koronarografię i po niej u większości chorych rewaskularyzację za pomocą PCI lub CABG) odsetek zgonów wyniósł 6,2%. Leczenie zachowawcze (bez koronarografii, nieinwazyjne) wiązało się z istotnie wyższą śmiertelnością wewnątrzszpitalną - 18,0%. Prawdopodobieństwo zgonu po wypisie było najwyższe w pierwszym miesiącu (u mężczyzn 1,8%, u kobiet 2,6%) i ulegało wyraźnej redukcji w kolejnych miesiącach. Śmiertelność roczna po wypisie ze szpitala wyniosła u mężczyzn 8,8%, natomiast u kobiet 12,2% (u chorych z procedurami inwazyjnymi 6,5%, tylko z zachowawczymi 21,3%). Po 3 latach od wypisu prawdopodobieństwo zgonu było równe 17,8% u mężczyzn oraz 23,1% u kobiet (u chorych z procedurami inwazyjnymi 14,0%, z zachowawczymi 38,4%). Wskaźniki śmiertelności w każdym z analizowanych punktów czasowych tj. po miesiącu, roku i trzech latach były zatem wyższe u kobiet niż u mężczyzn, ale wynikało to z ich starszej struktury wieku. Po wyeliminowaniu różnic w wieku ryzyko zgonu było nieznacznie, ale znamiennie statystycznie wyższe wśród mężczyzn. Tak jak opisano to dla hospitalizacji w 2012 r., w każdym analizowanym okresie prawdopodobieństwo zgonu zasadniczo zależało od wieku chorych. Np. rok po wypisie wynosiło dla chorych w wieku <65 lat – 4%, 65-79 lat – 12%, zaś 80 lat i więcej - 25%. Łączna śmiertelność obliczona po roku od początku hospitalizacji z powodu ZS wynosiła 19,4% (z procedurami inwazyjnymi 12%, po leczeniu zachowawczym bez procedur inwazyjnych 38%); natomiast po trzech latach - 28,2% (z procedurami inwazyjnymi 19,5%, po leczeniu zachowawczym 51%). Szczegółowe analizy, w których porównano chorych po ZS do populacji ogólnej Polaków w tym samym zakresie wieku bez ZS, wskazały na istotną różnicę prawdopodobieństwa zgonu i zarazem największą rezerwę dla działań medycznych w pierwszym półroczu i roku po ZS. Współczesne dokumenty zdrowotne WHO i UE zasadniczą rolę przykładają do oceny i usuwania nierówności w dostępie do diagnostyki i terapii. Dlatego autorzy Raportu uwzględnili w analizach również charakter miejsca zamieszkania chorych (wieś, małe miasta, średnie miasta, duże miasta i aglomeracje). Częstość zgonów w szpitalu i w domu była wyraźnie zależna od miejsca zamieszkania. Mieszkańcy wsi i małych miasteczek wyraźnie rzadziej niż mieszkańcy największych miast umierali w szpitalu (różnica prawie 13%), a częściej w domu. Różnice te w latach 2009-2011 ulegają zmniejszeniu - wzrost odsetka zgonów w szpitalach jest w tym okresie większy wśród mieszkańców wsi i najmniejszych miast niż w pozostałych grupach. Również mężczyźni rzadziej niż kobiety umierają z powodu zawału serca w szpitalu, natomiast wyraźnie częściej w domu. W 2011 r. odpowiednie odsetki wynosiły: zgony w szpitalu dla mężczyzn 55,4%, oraz kobiet 73,4%, natomiast w domu odpowiednio 34,0% i 23,7%. Różnice te nie zmniejszały się w analizowanym okresie. Zachorowalność na ZS mieszkańców małych miast jest wyższa niż mieszkańców dużych aglomeracji o ponad jedną trzecią wśród mężczyzn i ponad 50% - kobiet. Wskazuje to na wyraźnie gorszy i bardzo niski poziom prewencji pierwotnej w najmniejszych miasteczkach w naszym kraju. Rokowanie odległe po ZS jest ściśle powiązane z wyjściową charakterystyką kliniczną, sposobem leczenia ostrej fazy i stosowaniem się do zasad prewencji wtórnej. Największy wpływ na rokowanie ma wiek chorego, wstrząs w okresie zawału, frakcja wyrzutowa lewej komory, oraz choroby towarzyszące jak cukrzyca i niewydolność nerek. Analiza okresu poszpitalnego wskazuje na szczególnie wysokie ryzyko powikłań, w tym zgonu w pierwszych miesiącach po wypisie. Związane to jest z niepełną rewaskularyzacją wieńcową w ostrym okresie ZS oraz nierzadko brakiem ponownej oceny chorych z niską frakcją wyrzutową lewej komory po 40 dniach od ZS pod kątem wszczepiania automatycznych kardiowerterów–defibrylatorów (ang. ICD). W tym okresie należy poprawić opiekę nad chorymi po ZS m.in. przez optymalizację farmakoterapii (zwiększenie dawek podstawowych leków stosowanych w prewencji wtórnej). Z pewnością należy zapewnić kompleksową rehabilitację kardiologiczną jako kontynuację ostrego leczenia po ZS wszystkim chorym. W Polsce tylko 22% chorych po ZS objętych było w 2009 r. kompleksową rehabilitacją kardiologiczną. To liczba niewystarczająca, rehabilitowana powinna być zdecydowana większość pacjentów. Biorąc pod uwagę fakt, że pobyt chorego w szpitalu trwa zwykle tylko 4-5 dni, podczas hospitalizacji nie ma możliwości przeprowadzenia pełnej interwencji psychologicznej. Jednak już ten kilkudniowy okres należy dobrze wykorzystać do redukcji lęku u chorego, lepszego zrozumienia związku swojego postępowania z chorobą i umotywowania do pracy nad zmianą stylu życia na prozdrowotny. Okres rehabilitacji powinien być poświęcony nie tylko treningowi fizycznemu, ale przede wszystkim uświadomieniu choremu konieczności zmian w stylu życia. Aby postępowanie to było skuteczne, konieczny jest udział w tym procesie kardiologa, dietetyka, fizjoterapeuty i psychologa. Chorzy niekorzystający z rehabilitacji powinni mieć uzgodniony przez lekarza prowadzącego termin konsultacji w poradni kardiologicznej i edukacji. Poprawa opieki nad chorym, szczególnie w pierwszym półroczu po ZS, wymaga być może przygotowania nowych form organizacyjnych i metod. Optymalny model mógłby polegać na bliskiej współpracy nadzorującego chorego kardiologa z dobrze wyszkolonym lekarzem rodzinnym, oraz istotnym włączeniu do monitorowania parametrów medycznych, przyjmowania leków i zmiany stylu życia, telemedycyny. Cenne byłoby wypracowanie odpowiednich algorytmów postępowania dla pacjenta i dla lekarza rodzinnego. Trudno odnieść się do ponownych hospitalizacji w ciągu 1-3 lat po ZS. W dostępnym piśmiennictwie nie ma danych z innych krajów, które mogłyby stanowić punkt odniesienia. Średnia 1,3 hospitalizacji z przyczyn sercowo-naczyniowych w ciągu 3 lat nie wydaje się duża, biorąc pod uwagę fakt, że w analizowanej grupie mamy do czynienia z chorymi w podeszłym wieku i bardzo często z chorymi z NSTEMI (wielonaczyniową chorobą wieńcową). Część rehospitalizacji ma też charakter planowy spowodowany koniecznością uzupełnienia rewaskularyzacji. Szacunkowa liczba chorych wypisywanych po ZS z frakcją wyrzutową poniżej 35% to około 10%, czyli 7.000 – 8.000/rok. W Polsce w 2013 roku liczba pierwszorazowych implantacji ICD w prewencji pierwotnej wyniosła ok. 6 tysięcy. Podsumowując, należy dążyć do zwiększenia liczby chorych, którzy zostaną objęci rehabilitacją kardiologiczną po ZS. Konieczna jest też większa koordynacja opieki poszpitalnej: specjalistycznej i podstawowej. Większą rolę powinny odgrywać ośrodki leczące wyjściowo chorego w ostrej fazie ZS. Warto podkreślić z perspektywy zdrowia publicznego, że trudno oczekiwać by nawet najbardziej intensywne oddziaływania medycyny prewencyjnej w krótkim czasie zmieniły styl życia Polaków, zarówno tych przed jak i po ZS oraz ich rodzin. Odpowiednia dieta, niepalenie papierosów, aktywność fizyczna i przestrzeganie zaleceń lekarskich to tylko niektóre elementy kultury życia codziennego, które mają decydujący wpływ na zdrowie. Dlatego zmiana głęboko zakorzenionych w zbiorowej świadomości nawyków i przyzwyczajeń wymaga długofalowego skoordynowanego działania wielu systemów państwa skierowanych do całej populacji. Poziom umieralności z powodu ostrego ZS mężczyzn w Polsce jest zbliżony do przeciętnego dla krajów UE – jest podobny jak w Niemczech, Austrii i Szwecji, niższy niż w Finlandii, w Czechach i na Węgrzech, ale wyższy niż w Wielkiej Brytanii, Holandii i Francji. W przypadku kobiet sytuacja jest nawet bardziej korzystna, gdyż poziom umieralności mieszkanek Polski jest wyraźnie niższy niż mieszkanek Niemiec, Austrii i Szwecji. We wszystkich krajach UE współczynniki umieralności z powodu ZS mają silny trend spadkowy, a względna wartość średniorocznego tempa spadku standaryzowanego współczynnika umieralności mężczyzn i kobiet w Polsce po roku 1999 była podobna jak w bogatszych krajach UE. Mniej korzystnie przedstawia się natomiast sytuacja w Polsce w przypadku umieralności osób w wieku aktywności zawodowej. Jej poziom jest w naszym kraju wyższy niż we wszystkich porównywanych, wymienionych wyżej krajach, za wyjątkiem Węgier, ale różnice ulegają zmniejszeniu w ciągu ostatnich lat. Poziom umieralności z powodu ostrego ZS zależy z jednej strony od ryzyka zachorowania na ZS w danej populacji, a z drugiej od ryzyka zgonu wśród tych, którzy już zachorowali, a więc od poziomu śmiertelności. Brak jest niestety danych, które by pozwoliły na szersze porównanie w tym zakresie sytuacji w Polsce i w innych krajach. Dane z piśmiennictwa pozwalają tylko na częściowe porównanie rozmiaru tych problemów w naszym kraju oraz w Anglii, Danii, Niemczech i wybranych regionach Stanów Zjednoczonych. Dużym utrudnieniem dla analiz porównawczych jest różnorodna forma prezentacji wyników, brakuje danych podstawowych, a w przypadku wyników śmiertelności różne są struktury wieku populacji przyjmowanych jako standardowe. Jest to zrozumiałe, gdyż w tych przypadkach jako standardową przyjmuje się populację hospitalizowaną, która w każdym kraju ma zwykle inną strukturę wieku. Analizy zachorowalności na ostry ZS powinny uwzględniać zarówno przypadki, które były hospitalizowane jak i te, które doprowadziły do zgonu bez uprzedniej hospitalizacji. Oprócz naszych analiz i niniejszego Raportu oszacowanie zachorowalności przeprowadzili w ten sposób tylko badacze angielscy, którzy podali standaryzowane współczynniki zachorowalności zarówno dla przypadków pierwszorazowych (w kilkunastoletniej perspektywie czasowej), jak i wszystkich łącznie (pierwszorazowych i ponownych). Porównanie danych polskich i angielskich pokazuje, że poziom zachorowalności mężczyzn na ostry ZS jest w naszym kraju (288/100 tys. mieszkańców) o około dwie trzecie wyższy niż w Anglii (174/100 tys.), a zachorowalność kobiet jest wyższa o ponad 50% (w Polsce 113/100 tys., w Anglii – 74/100 tys.). Przybliżoną oceną poziomu zachorowalności może być analiza częstości hospitalizacji ludności kraju z powodu zawału serca. Dane takie opublikowali badacze duńscy i niemieccy. Wynika z nich, że tak określony poziom zachorowalności jest w Danii niższy niż w naszym kraju o około jedną czwartą (mężczyźni w Polsce w 2009 r. 256/100 tys., w Danii w latach 2004-2008 187/100 tys.; kobiety w Polsce 152/100 tys., w Danii 116/100 tys.), natomiast w Niemczech nieznacznie (o 10-20%) wyższy niż w Polsce. Biorąc pod uwagę przedstawione wyżej zastrzeżenia co możliwości prowadzenia rzetelnych analiz porównawczych śmiertelności osób u których wystąpił zawał serca można przyjąć, odnosząc dane polskie możliwie identycznie metodycznie do danych zagranicznych, że śmiertelność szpitalna w ostrym ZS w Polsce (8-9%) jest niższa niż w Niemczech (10,8%), ale trochę wyższa niż w stanie New Jersey w USA (7,5%). Natomiast śmiertelność w okresie 30 dni od przyjęcia do szpitala jest w Polsce na poziomie podobnym jak w Anglii, trochę niższym niż w Danii i nieznacznie wyższym niż w stanie New Jersey. Prawdopodobieństwo zgonu 1 rok po wypisie ze szpitala wynosi w Polsce ok. 10,5%. Jest nieznacznie większe niż w Anglii, podobne jak w Danii i mniejsze niż w stanie New Jersey. Podsumowując, biorąc pod uwagę wszystkie omówione powyżej wyniki można stwierdzić, że większa umieralność z powodu ZS w Polsce niż w Anglii i w Danii wynika z różnic w zachorowalności na ostry ZS, która jest w naszym kraju znacznie wyższa, przy podobnej jakości leczenia ostrego ZS.
00
Dodano 2 lata temu
Na niewydolność serca aktualnie w Polsce choruje j 1,2 miliona osób, czyli znacznie więcej niż w niedalekiej przeszłości. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD. Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści. Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. W naszym kraju na 100 tysięcy mieszkańców w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców. Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno.
Strona:1
Liczba głównych odpowiedzi na stronie:  
Dodaj odpowiedź
Aby dodać odpowiedź musisz się zalogować
Toast